Mała dziewczynka w wielkim świecie
Mój prywatny osobisty blog

Randka w ciemno – ryzyko czy szansa na miłość?

Artykuł z Claudii:

Randka w ciemno – ryzyko czy szansa na miłość?
Jedno spotkanie. Ukartowane przez znajomych lub los, który chciał pchnąć ku sobie dwoje samotnych. Jeśli się wahasz: iść czy nie na takie tête-à-tête, pamiętaj: są tylko dwie możliwości. Rozczarowanie albo… zakochanie.
Gdy ktoś na forum dla samotnych napisał: „Randki w ciemno są dla desperatów (…). Fajne, przystojne dziewczyny i faceci z uczciwymi zamiarami nie sięgają po taką pomoc”, natychmiast zalała go fala sprostowań. I sądząc po ilości wpisów, spotkanie-niespodzianka to dziś coraz częstszy początek miłosnych historii. Jak zauważa psycholog Violetta Nowacka, żyjemy w czasach, gdy praca, kariera, hobby zajmują nam tyle energii, że niewiele jej zostaje na szukanie partnera. A umówienie się z kimś w ciemno oszczędza czas i jest dobrym sposobem na nawiązanie nowej relacji. Choć – jak dodaje psycholożka – nie dla każdego. Taki pomysł spodoba się osobom otwartym, które nie mają problemu z pokazywaniem się publicznie, lubią ryzyko, dobrze radzą sobie ze stresem, są zadowolone z siebie. Także frustratom, którzy rozpaczliwie szukają kogoś do pary. Na kawie z nieznajomym mogą jednak nie odnaleźć się introwertycy, ludzie nieśmiali, wyczuleni na swoim punkcie, którzy źle znoszą porażki. Takiemu wrażliwcowi łatwo pomyśleć „jestem do niczego”, gdy telefon obiecany na zakończenie spotkania („zdzwonimy się”) milczy… Bądźmy szczerzy: ryzyko, że nie znajdziemy wspólnego języka z kandydatem na partnera, jest spore. Doświadczenie tzw. szybkich randek, modnych w USA spotkań dla singli, pokazuje, że w grupie 30 osób zwykle tylko jedna, dwie są w naszym typie. Podczas takiej „fast date” każdy chłopak przysiada się na trzy minuty do każdej dziewczyny. To wystarcza, bo jak zauważają psychologowie, tzw. pierwsze wrażenie powstaje w 30 sekund. Po czym już wiesz: nic z tego nie będzie, lub przeciwnie: zaczynasz myśleć o wspólnych porankach. Takie historie się zdarzają, może więc warto spróbować?

Joanna Borkowska i Marcin Bogdał: zaczęło się od pomyłkowego telefonu…
Na swoją pierwszą w życiu randkę w ciemno Joanna, 24-letnia właścicielka firmy reklamowej, szykowała się jak na ślub. – Przyjaciółki przez kilka godzin robiły mnie na bóstwo. Jedna nałożyła akryl na paznokcie, druga zajęła się fryzurą, trzecia zadbała o makijaż. Efekt? Gdy on, czyli Marcin, wreszcie mnie zobaczył, zapytał ze zdziwieniem: „Po co ci sztuczne paznokcie?”. Myślałam, że mu oczy wydrapię z wściekłości – dziś Joasia opowiada to ze śmiechem. Jej znajomość z Marcinem (która wkracza obecnie w fazę planowania daty ślubu) wcale nie zaczęła się od śmiechu. Zodiakalna pani Baran natknęła się na pana Rybę, a dokładnie jego głos, przez pomyłkę. Marcin, warszawiak, wykręcił numer do swojego kolegi w Łodzi. Źle wybrał jedną cyfrę i połączył się z Joanną (czy to nie zastanawiające, że trafił na dziewczynę?). – Żeby odebrać ten telefon, wybiegłam spod prysznica. Stałam naga, na dywan kapała woda, a jakiś obcy facet pytał, czy jest Marek? Nakrzyczałam na niego, żeby nie robił żartów. Zaskoczony wykrztusił: „Przepraszam”. Po chwili stwierdził, że mam miły (ha, ha!), na dodatek znajomy głos. Tym mnie rozbroił – opowiada Joanna. Pod prysznic już nie wróciła. Wciągnęła ją rozmowa z Marcinem. – Dziwna sprawa, ale miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Czułam rodzącą się między nami bliskość, trudną do racjonalnego wytłumaczenia – przyznaje. Marcin czuł to samo, bo dzwonił codziennie. – Zastanawiałam się, jak wygląda. Bliżej mu do Brada Pitta czy dzwonnika z Notre Dame? – żartuje. Gdy przysłał zdjęcie, zobaczyła chłopaka z zakolami. On też nie był zachwycony jej fotką. – Stwierdził, że nie jestem w jego typie. „Zdziwisz się, jak szybko zmienisz zdanie” – pomyślałam przekornie. Cztery miesiące później zaprosiła Marcina na tłoczną parapetówkę. – Chciałam mieć „obstawę” podczas naszego pierwszego spotkania. Przecież mógł okazać się psychopatą albo seryjnym mordercą – tłumaczy. Wyszła po Marcina na dworzec. – Wręczył mi lilię (sztuczną!), spojrzał w oczy i… zaiskrzyło. Przestałam się bać – wyznaje. Od tamtej pory Marcin przyjeżdżał do Łodzi co tydzień. – Gdy zaprosił mnie na kolację do swych rodziców, zrozumiałam, że myśli o mnie poważnie – mówi. Nie mieli wątpliwości, że chcą być razem. Razem więc zamieszkali. Happy end? Jeszcze nie. – Nacieszyliśmy się sobą raptem cztery dni, bo firma Marcina oddelegowała go do pracy w Bydgoszczy. Od trzech lat spotykamy się w weekendy – wzdycha Asia. – Ale już za kilka dni Marcin wraca na stałe do domu.

Marcin: – Los wiedział, co robi, gdy nas łączył. Spotkały się przeciwieństwa. Układ doskonały. Joanna: – Pierwsza wyznałam mu miłość. Ale po roku.

Zanim Joanna i Marcin się spotkali, oboje mieli za sobą nieudane związki. Nie wierzyli, że tak szybko potrafią stworzyć nowy, szczęśliwy.

Anna Karolak: ogłosiła w gazecie, że szuka przyjaciela

Mówi o sobie z uśmiechem: stara panna. Bo to nie jest żaden powód do wstydu czy rozpaczy, ale wyłącznie do działania. – Nie wierzę, gdy ktoś deklaruje, że jest samotnikiem z wyboru. Każdy czeka na miłość. Ja nie chcę tylko czekać, wolę pomagać szczęściu – twierdzi pani Anna, warszawianka. Kiedy miała siedemnaście lat, przeżyła pierwszą miłość. – Niestety, nie skończyła się happy endem. Zostałam oszukana i zraniona. Może dlatego do dziś nie potrafię ułożyć sobie życia? – zastanawia się. Przyznaje, że dojrzałej kobiecie trudno poznać odpowiedniego mężczyznę. – Bo i gdzie? Wokół same pary. A do nocnych klubów nie chodzę – żartuje. – Dałam więc ogłoszenie w gazecie. Napisałam, że szukam kogoś do tańca i różańca (bo uwielbiam tańczyć). Odjęłam sobie parę lat, a co?! – śmieje się. W ogłoszeniu podała numer telefonu i czekała na odzew. Był, i to wielki. Panowie do wyboru, do koloru. – Tych, którzy nie potrafili się wysłowić, dyskwalifikowałam. Inteligencja, pasja to jest to, co cenię sobie u mężczyzn. Tylko jeden przypadł mi do gustu. To właśnie z nim umówiłam się na randkę – opowiada. Oczywiście nie w domu, bo sam na sam z nieznajomym mogłoby być niebezpieczne. Zaproponowała kawiarnię w centrum miasta. – Czekał na mnie miły, dojrzały pan. W prezencie przyniósł pudełko czekoladek. Miły gest – wspomina. Niestety, pozory mylą. Annę zaskoczyło, że na pożegnanie ten dopiero co poznany mężczyzna chciał ją namiętnie pocałować. – Zapytałam grzecznie, czy nie za wcześnie na czułości? Zmieszał się. Uznałam, że zrozumiał i uszanuje moje poglądy – opowiada. Jednak na kolejnych randkach (w kinie, na spacerze) robił to samo. – Był zaskoczony, że protestowałam. W końcu przyznał, że chodzi mu o seks. Nie byłam na tyle zdesperowana, żeby zaspokoić jego pragnienia. Miałam swoje: szukałam porozumienia dusz, dopiero potem ciał. Do dziś się zastanawiam, czemu wziął mnie za desperatkę?

Nie każdemu do twarzy z samotnością. Mnie na pewno nie. Chcę szczęścia we dwoje.

Randka w ciemno to rzecz dla ludzi, ale trzeba liczyć się z tym, że spotkanie okaże się niewypałem – podkreśla Anna.

Anna Dobosz i Tomasz Jakubowski: wyswatała ich wspólna znajoma
W powietrzu pachniało wiosną, koleżanki z roku umawiały się na randki, a ja byłam singielką. Kaśka, moja koleżanka z grupy, postanowiła mnie wyswatać – zaczyna swą opowieść Anna, studentka drugiego roku psychologii. – Codziennie zaczynała podchody: „Wiesz, Anka… mam fajnego kolegę, też studiuje psychologię. Przystojny, inteligentny, z pasją – wyliczała jego zalety. – Może poznam cię z nim?” – proponowała.
Baba Jaga to nie ja
– Wytrwale protestowałam. Czy jestem jakąś maszkarą, że sama nie znajdę sobie faceta? Kaśka łagodziła te wybuchy. Prosiła, żebym spojrzała na sprawę inaczej. – Widocznie nie spotkałaś jeszcze kogoś, kto byłby ciebie wart. Może tym razem się uda? Daj sobie szansę – kusiła. – Nie przekonała mnie. Na ukartowanej randce czułabym się żałośnie. Zagroziłam, że jeśli jeszcze raz wspomni o cudownym koledze do wzięcia, to się obrażę. Dopiero wtedy obiecała, że da temu spokój – wspomina Ania. Jednak Kaśka wróciła do tematu, ale tak, że jej wkręcana znajoma niczego się nie domyśliła. Obie dorabiały po zajęciach jako hostessy w centrum handlowym. Pewnego dnia Kaśka zadzwoniła do Anki. – Czy mogłabyś mnie zastąpić? Rozkłada mnie grypa, a mam dziś rozdawać próbki męskiego kremu. Ratuj! – poprosiła. – Oczywiście zgodziłam się – wspomina Anna. – W markecie był tłum klientów. Wyławiałam wzrokiem młodych mężczyzn i wręczałam im próbki kremu. W pewnej chwili zauważyłam, że kręci się koło mnie jakiś przystojniaczek. Trzy razy podchodził po prezent. Gdy zbliżał się kolejny raz, wypaliłam, że lubię odważnych ludzi. Roześmiał się i poprosił o mój numer telefonu. Dałam się namówić na randkę. Dopiero po kilku spotkaniach przyznał, że… jest znajomym Kaśki. „Podstępna z niej żmija!” – pomyślałam wtedy. Ale dziś dziękuję jej za wytrwałość. Dzięki niej znalazłam miłość.

Warto czasem nie brać spraw w swoje ręce i zaufać znajomym – zachęcają Ania i Tomek.

Magda i Tomasz: poznali się dzięki telewizyjnej „Randce w ciemno”

Z radością wzięli udział w naszej sesji zdjęciowej. Wcześniej spędzili osiem godzin w aucie, by ze Stargardu Szczecińskiego, gdzie mieszkają, dotrzeć do Warszawy. – Nawet pieszo byśmy przyszli, żeby opowiedzieć o naszej miłości – zapewniają Magda Stachewicz i Tomasz Hycnar. Są razem od ośmiu lat, mają 5-letnią córkę Maję. Tomek jest także ojcem 12-letniej Małgosi, która mieszka z jego byłą żoną. – Gdy zgłosiłem się do programu, byłem już po rozwodzie. Ale wcale nie szukałem nowej kobiety – zapewnia. – Pracowałem wtedy w biurze i nudziłem się. Pomyślałem, że fajnie byłoby przeżyć ekscytującą przygodę. Błysnęła myśl: zgłoszę się do „Randki w ciemno”. Oglądałem każdy odcinek. Zazdrościłem tym, którzy zostali wybrani i jechali na superwycieczkę – opowiada. Wykręcił numer do programu, opowiedział o sobie, zostawił numer telefonu. Po kilku tygodniach dostał zaproszenie na eliminacje, a potem nagranie. Magdę zgłosiła do programu siostra. Nic jej o tym nie powiedziała. – Ucieszyłam się, gdy wyjawiła tajemnicę. Nie chodziło mi wcale o szansę na miłość, lecz o wycieczkę – przyznaje szczerze Magda.
Zaczarował mnie ranną rosą
Do dziś wszyscy ją pytają, czy to naprawdę była randka w ciemno. – Tak! Przed nagraniem i oczywiście także w trakcie nawet przez moment nie widziałam mężczyzn, których miałam wybierać – zapewnia. Dlaczego spośród trzech kandydatów wybrała Tomka? – Zaczarował mnie, gdy powiedział, że chciałby spacerować ze mną boso po trawie – mówi. Ale nie tak wyobrażała sobie swego czarodzieja. – Za wachlarzem stał niski blondyn. Wybuchnęłam śmiechem, bo czekałam na wysokiego bruneta – wspomina. – A ja zdębiałem. O co chodzi? Fajny gość ze mnie, a ona wybrzydza? – opowiada Tomek. Ale to nie koniec emocji. – Drżącą ręką wskazywałam kopertę z nazwą kraju, do którego mieliśmy jechać na wycieczkę. Gdy Tomasz Kammel ogłosił: „Chiny!”, aż podskoczyłam ze szczęścia – opowiada Magda. Po nagraniu oboje wracali do domu tym samym pociągiem. Okazało się, że mieszkają 40 kilometrów od siebie: ona w Szczecinie, on w Stargardzie. – Przez całą drogę dobrze nam się rozmawiało, ale tylko tyle. Nie interesowało mnie nic więcej. Byłam świeżo po rozstaniu, nie miałam ochoty na amory – zapewnia Magda. Jednak stało się. W Chinach narodziła się ich miłość. Z tygodniowej wycieczki wrócili zakochani, choć udawali, że tak nie jest. – Na przykład ja zaraz po powrocie pojechałam do pracy do Niemiec. I co? Wróciłam po kilkunastu dniach. Nie mogłam już żyć bez Tomka – przyznaje Magda. Szybko przekonała się, że właśnie na takiego mężczyznę czekała. – Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Kiedyś poszliśmy na kolację. Rzuciłam: „Nawet świeczki nie ma na stoliku”. Tomek zamówił taksówkę i po 15 minutach wrócił z pachnącą świeczką – opowiada. – Bałem się, że Magda mnie odtrąci, gdy dowie się, że jestem rozwodnikiem i mam dziecko. Powiedziałem jej to jeszcze w Chinach. Nie chciałem, żeby myślała, że coś przed nią ukrywam. Przez dwa dni była w szoku. Już myślałem, że to koniec – wspomina. Magda dodaje: – Bałam się angażować w związek z facetem po przejściach. Ale czy miałam wybór? Już byłam zakochana po uszy. Dałam nam szansę. To była dobra decyzja. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi. To chyba widać? – pyta kokieteryjnie. Jest jednak coś, co nie pozwala jej zasnąć.– Zaginęła kaseta z nagraniem naszej telewizyjnej randki. Krążyła wśród znajomych i tajemniczo zniknęła. Błagam – prosi Magda – oddajcie nam dowód naszej miłości!

Mieliśmy ochotę na atrakcyjną wycieczkę. Skończyło się na wielkiej miłości. Nie wyobrażamy sobie życia bez siebie – twierdzą telewizyjni randkowicze.

Marta Godzisz i Krzysztof Gnoza: trafili na siebie w internecie, gdy weszli na portal http://www.przeznaczeni.pl
Dewiza Marty? Kto czegoś naprawdę chce, szuka sposobu, by to zdobyć. Kto nie chce, szuka powodu, aby o to nie zabiegać. – Ja zawsze szukam sposobu – zapewnia Marta. Ma 29 lat, jest pełną optymizmu dynamiczną osobą. Od lat działa w stowarzyszeniu „Przygoda z edukacją”. – Nie szukałam na siłę kandydata na męża – zastrzega. – Podrzuciło mi go przeznaczenie – śmieje się. – Kiedyś w autobusie miejskim podszedł do mnie młody mężczyzna, wręczył ulotkę i poprosił: „Bardzo mi zależy, aby pani to przeczytała” – opowiada. Chłopak okazał się posłańcem miłości: reklamował portal http://www.przeznaczeni.pl. Szukają tu swojej drugiej połowy osoby, dla których życiowym drogowskazem są wartości chrześcijańskie. – Parę godzin później odwiedziłam znajomego. Dawno się nie widzieliśmy. Był odmieniony: tryskał szczęściem. „Poznałem wspaniałą kobietę” – pochwalił się. Gdy zapytałam, gdzie ją spotkał, wymienił adres portalu… z mojej ulotki! To musiał być jakiś znak. Dotarłam do domu i rzuciłam się do komputera – opowiada. Napisała, że lubi sprawiać radość innym, wędrować, wpatrywać się w płomień ogniska. I że kiedyś chce się spełnić w roli kochającej żony i mamy. – Zastrzegłam, że nie szukam romansu, lecz wartościowej znajomości z mężczyzną. Z mocnym akcentem na tę jedyną i wyczekaną – wyznaje. Odpowiedział jej Krzysztof: „Ciekawa z ciebie osoba. »Pomejlujemy« trochę, żeby się poznać?” – zapytał. Marta z humorem odpisała: „Chcę zachować delikatne opuszki palców dla mężczyzny swojego życia. Nie licz więc, że będę godzinami stukać w komputer. Szkoda energii na e-maile, które nic nie mówią o osobowości. A ta jest dla mnie najważniejsza. Sto listów nie zastąpi jednego spotkania” – zakończyła. Nieznajomy złapał przynętę i zaproponował spotkanie. – Tak wyszła na jaw nasza pierwsza wspólna cecha: bez obaw podejmujemy szybkie decyzje – dorzuca Marta. Dzień później już szykowała się na randkę. – To znaczy, szykowałam się wyłącznie psychicznie, bo tak po babsku nie potrafię: nie maluję się, nie jestem typem wampa. Na spotkanie założyłam ulubione dżinsy. Oczywiście, nie splamiłam się makijażem. Chciałam zademonstrować, że absolutnie nie obchodzi mnie żaden podryw – zapewnia. W warszawskiej pizzerii „Pod Wieżą” (Marta specjalnie wybrała pizzerię, a nie kawiarnię ze świecami, żeby nie było zbyt intymnie) przegadali pięć godzin. Myśleli, że minęła zaledwie chwila. – To było naprawdę magiczne spotkanie. Obydwoje mieliśmy poczucie, że znamy się od lat – przyznają. Krzysztof dodaje: – Nazajutrz Marta mile mnie zaskoczyła. Wstaję o piątej, żeby dotrzeć do pracy przed falą korków. Właśnie o piątej dostałem od niej SMS: „Hej, tu spontaniczny budzik” – wspomina. Co było potem? Każde poszło w swoją stronę. Marta wyjechała na obóz dla podopiecznych swej fundacji, a Krzysztof na zaplanowany urlop. – Co tu kryć, tęskniłam – wyznaje ona. – Krzyś mnie zauroczył. Nie mogłam o nim zapomnieć. Paweł, mój podopieczny z obozu, stwierdził: „Pani jest zakochana!”. Miał rację. Codziennie prosiłam, by mój Anioł Stróż troszczył się o ukochanego – zapewnia. Co w tym czasie robił Krzysztof? Modlił się o dobrą żonę. Efekt? Pobierają się z Martą w kwietniu! – Chcę zaprosić na ślub posłańca od ulotki. Kto pomoże go odnaleźć? – pyta Krzysztof.

Marta wciąż przechowuje ulotkę, którą rok temu wręczył jej w autobusie posłaniec miłości.

– Pasujemy do siebie jak puzzle. Ale bez pomocy internetu pewnie nigdy byśmy się nie spotkali – mówią Marta i Krzysztof.

Wojciech Lach: brał udział w tzw. szybkiej randce

Lubię ekstremalne przeżycia, dlatego wziąłem udział w „szybkiej randce” – opowiada Wojtek z Krakowa, szef małej firmy komputerowej. Po chwili wyznaje: – Szczerze? Znajomy, który organizuje w naszym mieście tego typu spotkania, namówił mnie, oświadczając: – „Mam lek na twoje problemy” – wspomina Wojtek. – Co mi dolegało? Nadopiekuńczy rodzice – śmieje się. – Nawet w liceum trzymali mnie pod kloszem. Po szkole musiałem siedzieć w domu. Stałem się odludkiem, na dodatek potwornie nieśmiałym. W życiu nie podszedłem pierwszy do dziewczyny. Ta „szybka randka” miała mnie uratować przed totalnym zdziczeniem – mówi. Jak wyglądała? O umówionej godzinie w kawiarni jednego z krakowskich hoteli pojawiło się 10 kobiet oraz 10 mężczyzn. Wśród nich Wojtek.– Dziewczyny usiadły przy stolikach. Zauważyłem jedynie, że są trzy blondynki, reszta to brunetki. Niestety, nie zapamiętałem ich imion – opowiada. Zadaniem chłopaków było porozmawiać z każdą z nich. Ale tylko przez 3 minuty. Tyle miało wystarczyć uczestnikom ekspresowej randki, by zdecydować, czy mają ochotę na dalszy kontakt. Jeżeli tak, zaznaczają to na formularzu. – Byłem tak zestresowany, że nawet nie wiem, o czym rozmawialiśmy. Zupełnie nie byłem sobą. Dopiero podczas spotkania z ostatnią dziewczyną trochę wyluzowałem – mówi. Jednak żadna nie zainteresowała go na tyle, by chciał się z nią umówić. On też nie spodobał się żadnej. – Nie rozpaczałem. Dla mnie zwycięstwem było już to, że prze żyłem – żartuje dzisiaj. – Po czasie odkryłem, że jestem innym facetem. Wyleczyłem się z nieśmiałości. Teraz bez problemu umawiam się na randki, te „szybkie” też 🙂

Randka w trzy minuty? To jak ocenianie książki po okładce.

Magdalena Burdzy: poznała kogoś przez 0 700…
Od ośmiu lat Magdalena, warszawianka, jest operatorką telefonicznej linii 0 700… – Nigdy nie umawiam się z mężczyznami, którzy do nas dzwonią. Praca to praca – podkreśla. Tylko raz zrobiła wyjątek. I, niestety, skończyło się źle. Magda wspomina: – To było rok temu. Miałam kiepski humor, a klienci dzwonili bez przerwy. Gdy już prawie kończyłam dyżur, znów zadzwonił telefon. Mężczyzna po drugiej stronie miał miły głos. Nie był typem oszołoma, który szepcze sprośne słówka. Zadzwonił na tę linię pierwszy raz. Leżał chory w domu i chciał z kimś pogadać, wcale nie o seksie. – Wzruszył mnie – uśmiecha się. Potem jego rachunki za telefon rosły tak samo jak zauroczenie Magdą. – Gdy zaproponował randkę, złamałam zasady i zgodziłam się. Nie powinnam!!! – ocenia dziś z dystansu. Umówiła się w bezpiecznym miejscu, pod Rotundą w centrum Warszawy. Zobaczyła swój ideał: niebieskookiego blondyna. – Po dwóch miesiącach zamieszkaliśmy razem, a po pięciu już było po naszej miłości – wylicza. – Okazało się, że facet, któremu zaufałam, nie odwdzięczał się tym samym. Podejrzewał mnie o zdradę. Uważał, że skoro umówiłam się z nim, to na pewno biegam na spotkania z innymi klientami. To były niesłuszne oskarżenia. Gdy kazał mi wybierać: praca albo on – odeszłam.

Mimo wszystko wciąż będę szukać jasnych stron randek w ciemno. Warto ryzykować!

NASZ EKSPERT RADZI
Violetta Nowacka psycholog,
terapeutka, http://www.self-psychologia.pl
Wybieram się na tête-à-tête z nieznajomym. O czym powinnam pamiętać?
Przede wszystkim: by uniknąć rozczarowania, nie nastawiaj się na randkę, a na mile spędzony czas. Nie oczekuj, że on od razu się zaangażuje. W rozmowie wykazuj się raczej intelektem, dowcipem. Uwodzenie, schodzenie na tematy erotyczne daleko nie prowadzi. Ważne: na miejsce spotkania wybierz pub albo kawiarnię, nigdy mieszkanie prywatne. I umów się z kimś na kontrolny telefon, by, w razie czego, wyrwał cię od nudnego towarzysza, choćby do chorej babci. Ale nie okazuj frustracji, jeśli on jest inny, niż sobie wyobrażałaś. Nie oceniaj po pozorach. Takie spotkanie to stres, pod jego wpływem ludzie zwykle nie są sobą. Daj mu drugą szansę.
Agnieszka Rakowska-Barciuk i Anna Augustyn-Protas

Komentarze 4 to “Randka w ciemno – ryzyko czy szansa na miłość?”

  1. fajny blog, tak trzymac, bede tu wpadal czesto. Pozdrawiam

  2. witaj mam na imnie Robert mam 30 lat

  3. :-)Oj szukałem tego artykułu długo długo i w końcu sie znalazł 🙂 Pani pisząca wypowiedź trochę poprzekręcała :p Ale to już nie wnikam 🙂 pozdrawiam wszystkich czytających 😛

  4. randki spotkania…

    Witam. Fajnego arta szczeliłeś. Bardzo miło się czytało. Oby więcej takich tekstów trafiałą ona tego bloga….


Dodaj komentarz